Po raporcie NIK: w diagnostyce laboratoryjnej po staremu?
NIK zaleca ministrowi zdrowia, żeby w ramach zmian systemowych stworzył odpowiednie mechanizmy finansowania diagnostyki laboratoryjnej, zwiększył nakłady i określił sposób liczenia kosztów badań laboratoryjnych. Raczej nic z tego nie będzie. Takich zmian nie przewiduje rządowy projekt w sprawie sieci szpitali, który rusza 1 października.
Medyczne laboratoria diagnostyczne są postrzegane przez kierujących placówkami leczniczymi jako źródło kosztów. Fot. archiwum
Brakuje czasu i przekonania, żeby nowelizować rozporządzenia dotyczące systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej (PSZ), mimo że Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z kontroli na temat dostępności i finansowania diagnostyki laboratoryjnej z 21 sierpnia wskazuje na konieczność rozwiązania problemu opłacania świadczeń z tego zakresu.
Czytaj: NIK: w Polsce wykonuje się za mało badań laboratoryjnych w ramach POZ
Obecnie jest tak, że poza kilkoma wyjątkami, do których należy diagnostyka laboratoryjna, NFZ płaci świadczeniodawcom za poszczególne procedury. Natomiast istotą sieci szpitali jest zerwanie z tą praktyką i rozliczanie kosztów świadczeń w formie ryczałtowej.
Nie pasuje do koncepcji
Jak wyjaśniono na ”Oficjalnej Stronie Rządowego Projektu Sieci Szpitali”, ryczałt oznacza, że dany szpital otrzymywałby rodzaj budżetu globalnego, obejmującego znaczną część świadczeń szpitalnych, ale ponadto świadczenia ambulatoryjnej opieki specjalistycznej realizowane w przychodniach przyszpitalnych, świadczenia z zakresu rehabilitacji leczniczej, a także świadczenia nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.
Credo Konstantego Radziwiłła umieszczone na stronie MZ brzmi: ”W ramach sieci szpitali chcemy, żeby pacjent mógł się czuć zaopiekowany w całości, a nie miał oferowane pojedyncze procedury medyczne, które są od siebie oderwane”. Wyodrębnienie finansowania diagnostyki laboratoryjnej stanowiłoby zatem wyłom w tak rozumianej koncepcji sieci szpitali.
Wyjątki (wyszczególnione w rozporządzeniu z 20 czerwca 2017 r.) uczyniono dla 16 świadczeń. Ryczałtowemu finansowaniu nie podlega np. tomografia komputerowa, medycyna nuklearna, rezonans magnetyczny, endoprotezoplastyka stawu biodrowego lub kolanowego, świadczenia szpitalne w zakresie związanym z porodem i opieką nad noworodkami, a także w zakresie ostrego zawału serca, przeszczepów, zabiegów usunięcia zaćmy.
Nie ma w tym wykazie diagnostyki laboratoryjnej, a więc opłacana ona będzie z budżetu przyznanego w ramach ryczałtu sieciowemu szpitalowi.
Dostarczaj wyniki, o koszty nie pytaj
Podnoszony przez NIK postulat wyodrębnienia finansowania diagnostyki laboratoryjnej nie jest nowy. W systemie kontraktowania świadczeń, który w myśl obecnej reformy będzie miał ograniczony zasięg, był uzasadniany tym, że brak odrębnego kontraktowania diagnostyki doprowadził do tego, że szpitale pozbywały się laboratoriów. Diagnostykę zlecały firmom zewnętrznym.
Wyjaśniał nam to jakiś czas temu prof. Bogdan Solnica, konsultant krajowy w dziedzinie diagnostyki laboratoryjnej.
– Twierdzenie, że (szpitalowi – red.) nie opłaca się mieć laboratorium jest dla mnie niezrozumiałe, choć wiem skąd się bierze. Panuje przekonanie, że laboratorium obciąża finansowo szpital. Ten pogląd wynika z systemu finansowania procedur i wmontowania w nie badań laboratoryjnych, o czym się nie pamięta. Dlatego dyrektor szpitala postrzega laboratorium jako źródło kosztów. Stąd te dywagacje, czy utrzymywanie laboratorium opłaca się – tłumaczył Bogdan Solnica, zdeklarowany zwolennik funkcjonowania laboratoriów w każdym szpitalu, niezależnie od profilu lecznicy.
Podkreślał, że na laboratorium trzeba patrzeć w kategoriach merytorycznych, lekarskich. Natomiast stricte ekonomiczne podejście byłoby uprawnione, gdyby badania były niezależnie rozliczane. Dopiero wtedy, po wydzieleniu finansowania badań, można by myśleć o rachunku ekonomicznym w szpitalnym laboratorium.
Czytaj: Pora realnie egzekwować jakość badań laboratoryjnych – zapowiada Bogdan Solnica
Podobne tezy odnajdujemy w raporcie NIK. Oceniono, że medyczne laboratoria diagnostyczne są postrzegane przez kierujących placówkami leczniczymi jako źródło kosztów, a nie jako ważny instrument umożliwiający prawidłowe leczenie, krótszą hospitalizację czy szansę na uniknięcie powikłań, a więc w rezultacie także mniejsze nakłady na leczenie. W konsekwencji – jak czytamy dalej w raporcie – szpitale często dążą do wyprowadzenia laboratoriów poza własną strukturę (outsourcing), w celu stworzenia możliwości wyboru najtańszej opcji oferowanej przez podmioty zewnętrzne.
Tymczasem w przesłanej 21 sierpnia PAP odpowiedzi na zarzuty NIK resort zdrowia poinformował, że ”analizowane jest ewentualne stworzenie uregulowań prawnych w kwestii obligatoryjnego umiejscowienia medycznego laboratorium diagnostycznego w szpitalach”. O ustalaniu kosztów badań laboratoryjne słowem nie wspomniano, mimo że gros uwag Izby dotyczyło właśnie finansowania.
85 proc. badań zleca się w szpitalach
Jeśli chodzi o dostępność tych świadczeń, to akurat w przypadku szpitali nie jest ona najgorsza. Najwięcej badań laboratoryjnych wykonywano w ramach leczenia szpitalnego. Stanowiły one 85 proc. spośród wszystkich sprawozdawanych do NFZ, co świadczy o wykorzystywaniu badań diagnostyki laboratoryjnej przede wszystkim w medycynie naprawczej – ustaliła NIK.
Raport nie daje jednak odpowiedzi na pytanie, dlaczego lekarze w szpitalach zlecają relatywnie dużo badań, choć jak wspomniano, są one dla dyrektorów źródłem kosztów.
Hipotez jest kilka. Ze danych przytaczanych przez NIK wynika, że część pacjentów stawiających się w szpitalu ze skierowaniem może nie mieć badań, bo nie zlecił ich lekarz rodzinny lub specjalista. Jednak jeśli już je mają, bo np. wykonali je prywatnie, w szpitalu i tak zostaną powtórzone. Dlaczego? Może chodzić o ich aktualizację lub poszerzenie albo też o ograniczone zaufanie do wiarygodności wyników.
– Nie tylko jakość badań jest wątpliwa. Pacjenci nie mają wykonywanych podstawowych badań diagnostycznych w przypadku podejrzenia choroby nowotworowej, np. badań histopatologicznych. A wykonanie wszystkich badań diagnostycznych jest podstawą do zastosowania odpowiedniej terapii onkologicznej – stwierdził 24 sierpnia w wywiadzie dla Rynku Zdrowia prof. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii we Wrocławiu.
W raporcie NIK sporo na ten temat. Oto kilka konkluzji: badania diagnostyki laboratoryjnej wykonywane były w czasie stwarzającym ryzyko uzyskania niewiarygodnych wyników, czynności diagnostyki laboratoryjnej wykonywane były przy wykorzystaniu aparatury i sprzętu medycznego stwarzającego ryzyko uzyskania niewiarygodnych wyników badań, ocena jakości i wartości diagnostycznej badań oraz laboratoryjna interpretacja i autoryzacja wyników badań dokonywana była przez techników analityki medycznej bez nadzoru diagnosty laboratoryjnego, osoby pełniące funkcje kierownika medycznego laboratorium diagnostycznego nie posiadały wymaganych kwalifikacji itd.
Z licencją czy z wiarą?
W każdym razie w sytuacji braku systemu licencjonowania laboratoriów lekarz w szpitalu musi liczyć się z tym, że jego diagnoza może być oparta na niepewnych wynikach badań. Trudno, żeby przyjmował je na wiarę.
– Co prawda regulacje prawne narzucają laboratoriom obowiązek prowadzenia skrupulatnej kontroli jakości badań, ale nie ma rozwiązania dotyczącego tego, co robić, gdy jakość badań wykonywanych w danym laboratorium nie jest zadowalająca – mówił nam prof. Solnica.
Na pytanie, czy słyszał o zamknięciu laboratorium z powodu złej jakości badań, odpowiedział, że nic o tym nie wie i przyznał, że nie stworzono odpowiednich narzędzi prawnych, by wstrzymać wykonywanie badań w laboratorium.
Z tych powodów NIK zaleca ministrowi zdrowia podjęcie działań legislacyjnych mających na celu dokonanie zmian w ustawie o diagnostyce laboratoryjnej, tak, aby wprowadzić system licencjonowania medycznych laboratoriów diagnostycznych powiązany z oceną jakości badań.
Źródło: Rynek Zdrowia
Prosimy Państwa o komentarz